Tabla należy do moich ukochanych instrumentów. Z tym większym apetytem rzuciłem się na płytę „Conversession”, kiedy dowiedziałem się, że perkusista Brian Melvin uczył się gry na tabli u największych mistrzów tego instrumentu np. u Zakira Hussaina. Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli muzyk z euroamerykańskiego kręgu kulturowego interesuje się instrumentami Orientu, to z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że jest ciekawą osobowością.
Lider tego tria, saksofonista Wojciech Staroniewicz, zaczynał karierę ładnych parę lat temu między innymi w Krakowie, na festiwalu Jazz Juniors w 1984 i 85 roku. Na co dzień działa głównie na wybrzeżu, grając i prowadząc jazzową wytwórnię Allegro. To jej nakładem ukazała się płyta „Conversession”.
To pierwszy krążek, który Staroniewicz zdecydował się nagrać bez instrumentu harmonicznego, dzięki czemu otworzyła się niezwykła przestrzeń. Przestrzeń, której ryzykownie szukał już w połowie lat pięćdziesiątych Miles, prosząc Theloniousa Monka, by nie grał pod jego solówką. Na „Conversession” tę przestrzeń wykorzystuje przede wszystkim świetny i bardzo moim zdaniem niedoceniany basista Piotr Lemańczyk, wypełniając ją a to płynącymi swobodnie solilokwiami, a to pulsującym walkingiem,
a to prawie gitarowo brzmiącymi riffami. Brian Melvin to solidny i bardzo muzykalny bębniarz, do tego (teraz już bez trybu przypuszczającego) interesująca postać, którą naprawdę warto lepiej poznać. Słuchając płyty podziwiałem, w jaką spójną całość łączy jazzowy idiom i swoje globtroterskie zainteresowania. Do tego jest zaskakująco czuły na słyszalne korzenie Słowian, z którymi współpracuje. Na swojej stronie internetowej nie tyle chwali się osiągnięciami, co wyraża podziw i szacunek dla swoich mistrzów. Są to tabliści Alla Rakha i jego syn Zakir Hussain, afrykański perkusista Kwaku Daddy, cała plejada bębniarzy amerykańskich i… mistrz tai chi.
Na koniec zostawiłem sobie jedyną w swoim rodzaju grę Wojciecha Staroniewicza. Jego ton jest szlachetny, ale nienachalny, na „Conversession” znajdziemy między innymi kilka monumentalnych hymnów w stylu kompozycji Coltrane’a. Ale o ile brzmienie Coltrane’a przenosiło góry, o tyle sound Staroniewicza jest nasycony wiarą, która nie chce niczego przenosić, raczej po prostu trwać. I na tym polega jego siła.
„Conversession” to płyta z muzyką korzeni, ale nie chodzi tylko o narodowość i pochodzenie muzyków. Chodzi o własne korzenie, o duchowy rodowód, który każdy artysta ma w sobie.
A przynajmniej mieć powinien.
No dobrze. Napisałem o muzyce, teraz idę zatańczyć o architekturze.”
Janusz Jabłoński – www.diapazon.pl
Styl free, który zaczął kiełkować już blisko pół wieku temu, został przez jednych uznany za ożywczą rewolucję, przez innych za komercyjne zabójstwo jazzu. Faktem jest, że w okresie triumfu tego stylu, w połowie lat 60., jazz zniknął¸ na stałe z ogólnych list przebojów. Zastąpił go rock, soul i gatunki, które powstały póniej. Mimo to free przyniósł własne gwiazdy – Ornette Colemana, Johna Coltrane’a, Erica Dolphy’ego, Archie Sheppa czy Alberta Aylera (samych saksofonistów, to chyba nie przypadek) i sam stał się klasyką. A do klasyki się wraca. Taką próba jest płyta „Conversession” nagrana przez międzynarodowe trio z trójmiejskimi muzykami Wojciechem Staroniewiczem (saksofony), Piotrem Lemańczykiem (kontrabas) i Amerykaninem Brianem Melvinem (perkusja). Już sam tytuł albumu będącego zapisem koncertu nagranego dzień po dniu w listopadzie 2005 r. w sopockim klubie Spatif i Jeleniej Górze podczas Krokus Jazz Festival, po prostu puchnie od znaczeń. Mamy tu i element rozmowy, konwersji i sesji. Jeszcze bardziej bogata jest sama muzyka. Większość z ośmiu kompozycji na płycie są dziełem Melvina i Staroniewicza, ale nie brakuje ukłonów w stronę tradycji. Nie dziwi, że znalazła się „Blues Connotation” Ornette’a Colemana, ale ciekawostkami są „Jana Gana Mana”, tradycyjna melodia indyjska i „Triste” mistrza bossanovy Antonia Carlosa Jobima. Właśnie ta kompozycja, zinterpretowana klasycznie, jest najbliższa dotychczasowej twórczości Staroniewicza, który zawsze miał upodobanie do klasyki jazzu i latynoskich smaczków.
Powrót do znanej sprzed lat stylistyki nie jest jednak wizytą w muzeum – „Conversession” kipi energią i radością wspólnej improwizacji, którą wielu współczesnych jazzmanów zgubiło w pogoni za chwytliwymi melodiami i łagodnymi klimatami. To nie smooth jazz,to prawdziwy, uczciwy jazz.
Tomasz Rozwadowski – „Dziennik Bałtycki” 26 maja 2006
To pytanie powtarza się chyba od początku istnienia zinstytucjonalizowanej fonografii: Jakie czynniki decydują w największym stopniu o charakterze płyty? Czy jest to konsekwentna realizacja zamysłu twórcy, jak w concept albumach progresywnych grup rockowych? Czy wirtuozowskie popisy, jak u pianistów typu Horowitza? Czy też szukanie metafizyki w zbliżonej do ideału przestrzeni dźwiękowej, jak na płytach wytwórni ECM?
Jednej odpowiedzi nie ma. A raczej brzmi ona: zależy to od charakteru muzyki. W przypadku takiego przekazu, jaki niesie płyta Conversession, wydaje się jasne, że najważniejsza jest tutaj energia. Energia mająca początek gdzieś na styku dwóch żywiołów: publiczności i muzyków. Warto dodać: publiczności umiejącej słuchać i muzyków umiejących grać.
Płyta koncertowa ma to do siebie, że jest w większym stopniu niż studyjna – niespodzianką. W tym przypadku niespodzianką wyjątkowo trafioną. Osiem utworów – osiem kroków. Eight steps to… Dokąd? Wie chyba każdy jazzfan.
Ten jeden, dodatkowy krok jest w tym przypadku bonusem, nie utrudnieniem.
Niniejszy serwis www używa plików cookie by mógł poprawnie działać. Mamy nadzieję, że to nie kłopot. Pliki cookies nie przechowują danych osobowych. Ustawienia cookiesRozumiem
Polityka prywatności i cookies
Prywatność
Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawićsposób działania i przeglądania witryny. Pliki cookie sklasyfikowane jako niezbędne są przechowywane w przeglądarce, ponieważ fizycznie są niezbędne do działania podstawowych funkcji witryny. Używamy również plików cookie stron trzecich, które pomagają nam analizować i zrozumieć, w jaki sposób korzystasz z tej witryny. Te pliki cookie są przechowywane w przeglądarce tylko za Twoją zgodą. Możesz również zrezygnować z tych plików cookie ale rezygnacja z niektórych z tych plików może mieć wpływ na wygodę przeglądania.
Niezbędne pliki cookie są absolutnie niezbędne do prawidłowego funkcjonowania witryny. Ta kategoria obejmuje tylko pliki cookie, które zapewniają podstawowe funkcje i zabezpieczenia strony. Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych osobowych.
Wszelkie pliki cookie, które mogą nie być szczególnie potrzebne do działania witryny i są wykorzystywane w szczególności do gromadzenia danych osobowych użytkowników za pośrednictwem analiz, reklam i innych treści osadzonych, są określane jako niepotrzebne pliki cookie. Wymagane jest uzyskanie zgody użytkownika przed uruchomieniem tych plików cookie w witrynie.
Staroniewicz / Melvin / Lemańczyk Conversession – Live
38,99zł
Piotr Lemańczyk – kontrabas
Brian Melvin (USA) – perkusja, tabla i kanjira
Opis
Tabla należy do moich ukochanych instrumentów. Z tym większym apetytem rzuciłem się na płytę „Conversession”, kiedy dowiedziałem się, że perkusista Brian Melvin uczył się gry na tabli u największych mistrzów tego instrumentu np. u Zakira Hussaina. Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli muzyk z euroamerykańskiego kręgu kulturowego interesuje się instrumentami Orientu, to z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że jest ciekawą osobowością.
Lider tego tria, saksofonista Wojciech Staroniewicz, zaczynał karierę ładnych parę lat temu między innymi w Krakowie, na festiwalu Jazz Juniors w 1984 i 85 roku. Na co dzień działa głównie na wybrzeżu, grając i prowadząc jazzową wytwórnię Allegro. To jej nakładem ukazała się płyta „Conversession”.
To pierwszy krążek, który Staroniewicz zdecydował się nagrać bez instrumentu harmonicznego, dzięki czemu otworzyła się niezwykła przestrzeń. Przestrzeń, której ryzykownie szukał już w połowie lat pięćdziesiątych Miles, prosząc Theloniousa Monka, by nie grał pod jego solówką. Na „Conversession” tę przestrzeń wykorzystuje przede wszystkim świetny i bardzo moim zdaniem niedoceniany basista Piotr Lemańczyk, wypełniając ją a to płynącymi swobodnie solilokwiami, a to pulsującym walkingiem,
a to prawie gitarowo brzmiącymi riffami. Brian Melvin to solidny i bardzo muzykalny bębniarz, do tego (teraz już bez trybu przypuszczającego) interesująca postać, którą naprawdę warto lepiej poznać. Słuchając płyty podziwiałem, w jaką spójną całość łączy jazzowy idiom i swoje globtroterskie zainteresowania. Do tego jest zaskakująco czuły na słyszalne korzenie Słowian, z którymi współpracuje. Na swojej stronie internetowej nie tyle chwali się osiągnięciami, co wyraża podziw i szacunek dla swoich mistrzów. Są to tabliści Alla Rakha i jego syn Zakir Hussain, afrykański perkusista Kwaku Daddy, cała plejada bębniarzy amerykańskich i… mistrz tai chi.
Na koniec zostawiłem sobie jedyną w swoim rodzaju grę Wojciecha Staroniewicza. Jego ton jest szlachetny, ale nienachalny, na „Conversession” znajdziemy między innymi kilka monumentalnych hymnów w stylu kompozycji Coltrane’a. Ale o ile brzmienie Coltrane’a przenosiło góry, o tyle sound Staroniewicza jest nasycony wiarą, która nie chce niczego przenosić, raczej po prostu trwać. I na tym polega jego siła.
„Conversession” to płyta z muzyką korzeni, ale nie chodzi tylko o narodowość i pochodzenie muzyków. Chodzi o własne korzenie, o duchowy rodowód, który każdy artysta ma w sobie.
A przynajmniej mieć powinien.
No dobrze. Napisałem o muzyce, teraz idę zatańczyć o architekturze.”
Janusz Jabłoński – www.diapazon.pl
Powrót do znanej sprzed lat stylistyki nie jest jednak wizytą w muzeum – „Conversession” kipi energią i radością wspólnej improwizacji, którą wielu współczesnych jazzmanów zgubiło w pogoni za chwytliwymi melodiami i łagodnymi klimatami. To nie smooth jazz,to prawdziwy, uczciwy jazz.
To pytanie powtarza się chyba od początku istnienia zinstytucjonalizowanej fonografii: Jakie czynniki decydują w największym stopniu o charakterze płyty? Czy jest to konsekwentna realizacja zamysłu twórcy, jak w concept albumach progresywnych grup rockowych? Czy wirtuozowskie popisy, jak u pianistów typu Horowitza? Czy też szukanie metafizyki w zbliżonej do ideału przestrzeni dźwiękowej, jak na płytach wytwórni ECM?
Jednej odpowiedzi nie ma. A raczej brzmi ona: zależy to od charakteru muzyki. W przypadku takiego przekazu, jaki niesie płyta Conversession, wydaje się jasne, że najważniejsza jest tutaj energia. Energia mająca początek gdzieś na styku dwóch żywiołów: publiczności i muzyków. Warto dodać: publiczności umiejącej słuchać i muzyków umiejących grać.
Płyta koncertowa ma to do siebie, że jest w większym stopniu niż studyjna – niespodzianką. W tym przypadku niespodzianką wyjątkowo trafioną. Osiem utworów – osiem kroków. Eight steps to… Dokąd? Wie chyba każdy jazzfan.
Ten jeden, dodatkowy krok jest w tym przypadku bonusem, nie utrudnieniem.
Jarek Kurek